Nazwa forum

Opis forum


#1 2009-01-11 13:32:42

orla

Administrator

Zarejestrowany: 2009-01-10
Posty: 11
Punktów :   

Rozdział 1 - Dolina Godryka

Dolina Godryka była jedną z tych walijskich miejscowości, które wyglądem przypominały ilustrację z Baśni Andersena. Jednak była miejscem niezwykłym nie ze względu na jej malownicze widoki, malutkie kolorowe domki i wąskie przyozdobione zielenią uliczki, ale głównie z powodu, że poza zwykłymi ludźmi zamieszkana była przez najprawdziwszych czarodziejów. I szczerze mówiąc trudno się dziwić, że dolinka swoją urodą oczarowała tak zacne rodziny magicznego świata jak Potterów, Bagshotów, Abbottów czy Dumbledorów. Mieli oni tutaj swoją spokojną przystań bez wścibskich sąsiadów, plotek czy nietolerancji wobec ich inności. Mogli spokojnie pokazywać się w swoich zwykłych strojach i nie zostać uznanymi za śmiesznych czy nienormalnych.
Tak też było tego słonecznego czerwcowego poranka gdy na skraju miasteczka pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna w obfitej, fioletowej szacie czarodzieja. Miał długie siwe włosy i brodę sięgającą już prawie do pasa. Mocno trzymał za rączki dwie, około siedmioletnie, dziewczynki przypominające aniołki z fresków na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej. Pomimo świecącego, letniego słońca miały na sobie ciemno zielone peleryny podróżne zapinane z przodu na złote sprzączki. W Szkocji, gdzie były jeszcze kilka sekund temu, było zimno.
- Tatusiu - szepnęła jedna z nich wskazując na dom, którego część była zupełnie rozburzona - A co tutaj się stało?
Albus Dumbledore, bo tak nazywał się ów mężczyzna uśmiechnął się lekko. Zawsze się uśmiechał, gdy jedna z jego wychowanic nazwała go "tatą".
- Selena, nie pytaj - odpowiedział spokojnym, jednak pełnym smutku głosem - Nadejdzie czas kiedy wszystkiego się dowiesz.
Ruszyli w górę uliczką. Po drodze ludzie machali do nich rękami i pozdrawiali ich uśmiechem. Lubili tego zabawnego, starszego jegomościa, który podobno większość roku spędzał w szkole, w której od blisko pięćdziesięciu lat był dyrektorem. Z utęsknieniem wyczekiwali również dnia, w którym nadejdą letnie wakacje i w miasteczku pojawią się jego dwie wnuczki.
Nic dziwnego. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że były młodymi czarownicami, a mugolscy - niemagiczni mieszkańcy miasteczka o tym nie wiedzieli, były osóbkami nad wyraz nietypowymi. Zaczynając od ich skóry, która promieniowała jakimś nieziemskim blaskiem, a kończąc na radości i poczuciu szczęścia, które ogarniały każdego kto znalazł się w ich bliskim otoczeniu. Dlatego też nikt nie dziwił się staremu Dumbledorowi, że stale starał się mieć je w pobliżu, pilnował jak najcenniejszego skarbu i był walnym uczestnikiem większości ich zabaw. Choć prawdę mówiąc on sam miał w tym jakiś tajemniczy cel. Sąsiedzi nie mogli go również nie podziwiać za to z jakim oddaniem opiekuje się dwoma sierotkami, jak szczęśliwe dzieciństwo im zapewnia i jak ważne zasady wpaja im odkąd były jeszcze berbeciami.
Niewątpliwie, Orla Black i Selena Riddle, pomimo bolesnej straty jakiej doznały gdy były jeszcze niemowlętami, były w tej chwili chyba jednymi z najszczęśliwszych dzieci na świecie. Dorastały w atmosferze pełnej miłości i ciepła, zrozumienia dla ich dziecięcych figli i psot. Często się śmiały, a ich perlisty śmiech przywracał chęci do życia, nawet człowiekowi pogrążonemu w najgłębszej depresji, sprawiał, że chciało mu się osiągnąć coś wyjątkowego i zarazem wspaniałego. Miłość i ufność, która były otoczone niemal od zawsze teraz emanowała z nich na każdym kroku. Chciałoby się powiedzieć, że dzięki temu rozjaśniały każde pomieszczenie, w którym się znalazły.

- Czy historia tamtego domu jest tak straszna, że nie możemy jej poznać? - zapytała Orla kilka dni po ich pojawieniu się w Dolinie Godryka.
- Orla, obiecałem przecież, że pewnego dnia ci to wyjaśnię - odpowiedział Dumbledore stawiając przed dziewczynkami kubki z herbatą, jedli właśnie śniadanie.
- To ma coś wspólnego z Potterami - stwierdziła druga z dziewczynek i wlepiła swoje granatowe oczy, w jasnoniebieskie oczy opiekuna, ukryte za okularami połówkami.
- Selena, kochana moja, skąd ci to przyszło do głowy?
- Umiemy przecież czytać - zaśpiewała i zabrała się do zajadania swoich jajek na bekonie.
- Dumbledore! - do kuchni wpadła zdyszana Badhilda Bagshot, stara przyjaciółka rodziny. - Koniecznie musimy porozmawiać. Teraz, zaraz...
- Cześć ciociu!... - dziewczynki pomachały jej uciapanymi w maśle rączkami.
- Moje Perełki! - zagdakała czarownica po czym przytuliła blondyneczkę i czarnulę. Każda z nich zostawiła na szacie "ciotki" obfite plamy z masła. - To nic. - zaśmiała się Bathilda. - Zaraz się tego pozbędziemy. Chłoszczyść! - machnęła różdżką i nie tylko jej szata wyglądała jak świeżo po czyszczeniu, ale także pulchne paluszki siedmiolatek. - Albusie. - powtórzyła z naciskiem.
- Skoro to nie może zaczekać... - gestem zaprosił kobietę do salonu. - Tylko nie odchodźcie mi za daleko - szepnął do bacznie przyglądającym mu się dziewczynek i zniknął w salonie.
- Chodź! - zawołała Selena do przyjaciółki ześlizgując się z krzesła gdy tylko się upewniła, że dorośli ich nie usłyszą i wybiegła z kuchni.
Chcąc nie chcąc Orla musiała odłożyć widelec, zostawić niedojedzonego tosta i pobiec za przybraną siostrą.
- Selena! Dokąd ty mnie ciągniesz?! - zawołała biegnąc tonącą w słońcu uliczką.
- Zobaczysz - Selena wyszczerzyła ząbki drobne jak perełki.
- Oj, powiedz - brązowe oczka Orli spochmurniały. Oczywiste było, że poszłaby za przyjaciółką na koniec świata. Od zawsze wszystko robiły razem, nigdy się nie rozstawały i jedna byłaby gotowa za drugą wskoczyć w Szatańską Pożogę , ale tego dnia Orla miała złe przeczucia, a niestety jej przeczucia zwykle okazywały się trafne.
- Do tamtego domu. Pooglądamy sobie to z bliska!
- Sel! Ale po co? - Orla wystraszyła się nie na żarty.
- Już ci mówiłam... - zaśmiała się, a potem dodała znudzonym głosem. - Bo tam się kiedyś coś stało! Coś złego! Chcę wiedzieć co!
- Och, ciebie fascynuje wszystko to co złe. To dzięki tobie zwykle pakujemy się w kłopoty. Pamiętasz Zakazany Las?
- Wcale mnie nie interesuje to co złe! - wykrzyknęła Selena tupiąc nóżkami. - Po prostu jestem odważna! Nie to co ty! Przytulanka tatusia! A z tym Zakazanym Lasem to nie była moja wina, przecież to wiesz. Poza tym i tak nic się nie stało.
- Tak, bo na szczęście Luciano wpadł na te centaury i odprowadziły nas do Hagrida.
- Oj, nie paplaj tyle i chodź zanim tata nas zatrzyma! - i pobiegła dalej, w kierunku stojącego na uboczu domu.
- Selena, czekaj! - zawołała znów biegnąc za nią Orla. - Tej wierzby bijącej jeszcze też ci nie wybaczyłam!
- Oj, nie gadaj tyle i złap mnie! Mniej się zmęczysz!
Śmiejąc się wesoło i wyprzedzając jedna drugą przebiegły przez miasteczko i kilka minut później stanęły przed furteczką budynku, będącego obiektem pożądania Seleny, podeszły bliżej:
- "W tym miejscu, nocą 31 października 1981 roku, stracili życie Lily i James Potterowie. Ich syn, Harry, jest jedynym czarodziejem, który przeżył Mordercze Zaklęcie. Ten dom, niewidzialny dla mugoli, pozostawiono w ruinach jako pomnik pamięci po Potterach i aby przypomniał o przemocy, która rozdarła ich rodzinę." - przeczytała tabliczkę, która wyrosła przed nimi jak spod ziemi. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu. - Wchodzimy! - zadecydowała i popchnęła furtkę, która otwarła się z głośnym skrzypnięciem.
- Sel, nie powinnyśmy...
- Chodź.
- Ja się boję... - szepnęła Orla.
- No to daj mi rękę i chodźmy w końcu.
Trzymając się za rączki przeszły przez zarośnięty ogród. Trudno było powiedzieć, która z nich bardziej się boi, ale na pewno żadna z nich nie miała zamiaru się do tego przyznać.
Otworzyła drzwi i trzymając się jak najbliżej siebie weszły do ciemnego przedpokoju.
W powietrzu wyczuwało się jakąś dziwną atmosferę. Przesyconą grozą i jakąś tajemnicą. Stąpały po grubej warstwie kurzu, który przy każdym ich kroku unosił się w powietrze i przedziwnie migotał.
- Orla... - Selena przytuliła się mocniej do "siostrzyczki". Przeszły obok prowadzących na wyższe piętro schodów i weszły do zalanego słońcem salonu.
Wszystko było tutaj jakieś dziwne, rzeczy były porozrzucane tak, jakby dopiero co przed chwilą ktoś stąd wyszedł, pomijając oczywiście nagromadzony przez lata kurz. Tutaj leżała jakaś maskotka, tam ciemnozielony damski sweter, w kącie poukładane w stos pieluszki...
- Możesz mnie już puścić - szepnęła Orla gdy stanęły po środku pokoju. - Wbijasz mi pazurki w ramię. Ktoś musi pomóc ci je obciąć.
- Przepraszam - szepnęła Selena i odsunęła się od niej. Pełne sprzecznych emocji zaczęły rozglądać się po salonie.
Selena podeszła do etażyka, na którym stał bukiet zwiędłych, zasuszonych kwiatów. Sięgnęła po jedną ze stojących obok wazonu fotografii i rączką strzepnęła z niej kurz. Jej oczom ukazała się rudowłosa kobieta o zielonych oczach i ciepłym, dobrodusznym uśmiechu. Obok niej stał roześmiany mężczyzna o czarnych, rozczochranych włosach, zza okularów pobłyskiwały orzechowe oczy. Na rękach trzymał malutkie, nie więcej niż roczne dziecko bardzo do niego podobne, ale nie z oczu. Oczy miało po matce, bo za nią Selena uznała kobietę, która trzymała je za rączkę i pomagała mu machać do oglądających zdjęcie. Po raz pierwszy dziewczynka odczuła brak własnej mamy. Wyglądało na to, że taka sama myśl błądziła po głowie zaglądającej jej przez ramię Orli. Selena wzięła kolejną fotografię i przetarła ją rąbkiem spódnicy. Z dziwną nonszalancją patrzył na nie niezwykle przystojny mężczyzna o czarnych, opadających z gracją na twarz włosach. Miał ciemne głębokie oczy, które Sel tak dobrze znała. Oczy Orli.
- Wiesz...
- Nie - Orla pokręciła główką i odwróciła się. Jej przyjaciółka zajęła się kolejnymi zdjęciami.
Orla jeszcze raz się rozejrzała. Jej uwagę przykuło leżące na stole pióro. Zdmuchnęła kurz ze stolika. Czuła, że nie powinna tutaj niczego dotykać, a choć wciąż była jeszcze małym dzieckiem miała już dość inteligencji, żeby tego nie lekceważyć.
Dmuchnęła jeszcze raz i jej oczom ukazał się kawałek pergaminu, który najwyraźniej kiedyś miał stać się listem. Napis w prawym rogu głosił: 31 października 1981 roku, a pod spodem ktoś zaczął pisać:


Kochany Syriuszu,

Dzisiaj Święto Duchów, zawsze spędzaliśmy je razem, a więc brakuje nam Ciebie jeszcze bardziej niż zwykle.
Rozumiemy jednak, że w tej chwili Twoje bezpieczeństwo oraz bezpieczeństwo Cassidy i Waszego nienarodzonego dziecka jest najważniejsze. My z Jamesem po raz pierwszy od wielu tygodni możemy odetchnąć z ulgą. Nic nam nie grozi, Voldemort nie może nas odnaleźć.
Rozmawialiśmy wczoraj z Albusem. Obiecał nam, że umożliwi naszej piątce, a właściwie szóstce, bo wtedy już będziesz ojcem, spotkanie na Boże Narodzenie! Tak się cieszę!
Co się zaś tyczy waszego maleństwa to chciałam się dowiedzieć czy myśleliście już nad imieniem. W końcu ta wielka chwila ma nadejść już za dwa tygodnie! James za to mówi, że on koniecznie chce być jego ojcem chrzestnym (wiesz jaki on jest) i że tej przyjemności chyba mu nie odmówisz. Ja tutaj piszę jego, a może to będzie ona! Syriuszu, wyobraź sobie jak byłoby cudownie gdyby urodziła się Wam córeczka! W przyszłości mogłaby z Harry'm...


Ale nikt nigdy nie dopisał dalszej części listu. W tym miejscu leżało tylko pióro.
Orla jeszcze chwilę wpatrywała się w kartkę po czym jej wzrok padł na leżącą na ziemi grzechotkę. Niewiele myśląc, nie pamiętając o swoich wcześniejszych uczuciach podbiegła do niej i chwyciła ją do rączki.
Wszystko to stało się w jednej sekundzie. Pokój rozpłynął się. Zobaczyła twarz tej przemiłej kobiety ze zdjęcia, śmiała się serdecznie grzechocząc zabawką przed roześmianą buzią synka, który starał się złapać zabawkę w malutkie paluszki... Kilka godzin później kobieta już nie żyła...
Grzechotka wypadła Orli z dłoni. Zobaczyła tylko wirujący pokój, wystraszoną twarzyczkę Seleny i biegnącego w jej stronę z przerażoną miną Albusa Dumbledorea.
Ogarnęła ją ciemność. Upadła na podłogę.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.lechactiveteam.pun.pl www.elsive.pun.pl www.pustak.pun.pl www.czlapaki.pun.pl www.czapolsite.pun.pl